22 września 2014

Drezno

Jak wspominałam podczas naszej wycieczki po Szwajcarii Saksońskiej zatrzymaliśmy się w Dreźnie. Okazało się, że można tam łatwiej znaleźć bardzo dobre a niedrogie hotele. Poświęciliśmy pół dnia na pobieżne zwiedzenie miasta. Większa część mojej rodziny była tam po raz pierwszy. Tylko dla mnie była to powtórka z pobytu przed laty, jeszcze za DDR-u.

Drezno od wieków było jedną z wizytówek Niemiec. I takie pozostało, pomimo szczerych chęci aliantów, którzy próbowali miasto zrównać z ziemią. Dla Niemców było jednak najwidoczniej, w przeciwieństwie do innych wielkich miast, bardzo ważne, skoro z pietyzmem je odbudowali. Nie tylko odtworzyli zabytkowe budowle, ale również nie zaśmiecili centrum miasta nadmiarem paskudnych socrealistycznych budowli ani wielką płytą. W rezultacie dziś, po dokonanej w ostatnich latach rewitalizacji i odnowie centrum, Drezno jest chyba najpiękniejszym z dużych miast byłego DDR-u. A może i całych Niemiec. Jego serce stanowi część najatrakcyjniejsza turystycznie, którą ja nazywam "królewską", a więc zamek, Zwinger, Opera Sempera oraz ewangelicki kościół Najświętszej Marii Panny (Frauenkirche) i katolicka katedra Św. Trójcy (Hofkirche). Nie wiem, na ile wiernie odtworzono wygląd tych budowli, ale na pierwszy rzut oka są bardzo zbliżone do wyglądu na zdjęciach sprzed bombardowań. Tyle tylko, że wchodząc tam wkraczamy w wielobarwny tłum turystów w pośpiechu "zaliczających" zabytki.



























Na mnie duże wrażenie zrobiła pozostała część centrum miasta. Prwdziwym życiem tętni przede wszystkim Nowy Rynek (Neuer Markt) z pięknymi (również odbudowanymi) kamienicami. Pełno tam ładnych i nawet niezbyt drogich restauracji i kawiarni. Tuż za rynkiem rozpościera się za to nowe centrum. I tu dla mnie niespodzianka. Wygląda ono zdecydowanie ładniej niż się spodziewałam. Nie tylko estetyczniej i gustowniej, ale i bardziej wielkomiejsko. Z poprzedniego pobytu w Dreźnie zapamiętałam to miasto jako raczej niewielkie w porównaniu do Berlina czy Lipska. Nie kojarzyłam zupełnie szerokich arterii i wielkich sklepów. A są. Pokomunistyczne domy towarowe i klockowate hotele zostały przerobione na nowocześnie wyglądające (no, może Pragerstrasse zachowała jeszcze sojalistyczny klimat), obok powstały nowe galerie handlowe. Całość robi wrażenie o wiele bardziej "światowe" i wielkomiejskie niż na przykład mój "rodzinny" Stuttgart (Stuttgartczycy zawsze powtarzają, że ich miasto to taka wielkopowierzchniowa wiocha), nie wspominając nawet rodzinnego Gdańska (skądinnąd podobnie pięknie odbudowanego po wojennych zniszczeniach).








Jeszcze większą niespodzianką była dla mnie stosunkowo niewielka liczba socjalistycznych blokowisk w innych dzielnicach miasta. Ponieważ nasz hotel znajdował się na peryferiach, przejechaliśmy kilka razy przez najrozmaitsze części miasta. I ku mojemu zdziwieniu okazało się być bardzo ładne. Poza zbombardowanym centrum ocalało bardzo wiele kamienic i domów, głównie secesyjnych. I do dziś są w świetnym stanie. Musiały i za komuny być przyzwoicie utrzymywane a po dokonanych w ostatnim dwudziestoleciu remontach po prostu lśnią. I to im zawdzięcza Drezno przyjemny staroświecki klimat. Prawdziwy klimat starego niemieckiego miasta - tak, to prawda, mam do takich miast wielki sentyment. W końcu prawie przez całe życie w takich mieszkałam. Niestety w Gdańsku stare kamienice niszczeją - wciąż jeszcze z dziurami po pociskach, nieremontowane od 70 lat, po prostu się rozpadają. Na szczęście od kilkunastu lat podobna jak w miastach wschodnich Niemiec rewitalizacja ma miejsce w Sopocie, który dzięki temu mógłby odzyskać swój dawny blask (pod warunkiem, że nie byłby zaśmiecany architektonicznymi potworkami budowanymi pod warszawskich bywalców). Taki klimat w Dreźnie zdecydowanie jest. Nowo budowane domy zaprojektowane są w stylu nawiązującym do historii, co tej atmosferze zdecydowanie sprzyja. Jeśli więc ktoś lubi staroświeckie, niskie i zielone miasta, polecam odwiedzenie Drezna i zboczenie nieco z głównej turystycznej trasy.


Obok "królewskiej" starówki natkniemy się też na piękne mosty na Łabie. A nawet, co bardzo interesujące, możemy przejechać się którąś z dwóch zabytkowych kolejek górskich. W Dreźnie bowiem możemy znaleźć takie nietypowe zabytki techniki. Na jedno ze wzgórz po prawej stronie rzeki (Weisser Hirsch) można wjechać starą kolejką linowo-szynową. Na inne (Oberloschwitz) kursuje szynowa kolejka podwieszana (Schwebebahn), której wagoniki suną po umieszczonej nad nimi szynie (tak naprawdę również po linie umieszczonej w szynie). Jest to najstarsza na świecie kolejka podwieszana, a jej twórcą był późniejszy konstruktor znanej o wiele lepiej kolejki podwieszanej w Wuppertal. Wysokość wzgórza (różnica poziomów pomiędzy stacjami kolejki) wynosi 84 metry - po wjeździe mamy więc zapewniony rozległy widok na miasto.





Pewnie część Czytelników dzisiejszego posta dziwi się moim ciągłym odniesieniom do czasów DDR-u. Nic na to nie poradzę, ale dla mnie różnica pomiędzy wschodnią a zachodnią częścią Niemiec wciąż pozostaje spora. Jasne, jestem uprzedzona. To prawda - we Wschodnich Niemczech nie czuję się swobodnie. Nie lubię widoku miast zniszczonych bezładnym wciskaniem klocków z wielkiej płyty tuż przy średniowiecznych kościołach (jak na przykład Magdeburg) ani zapyziałych wciąż jeszcze małych miasteczek Brandenburgii czy Meklemburgii. A przede wszystkim widzę różnice w mentalności ludzi: na wschodzie wciąż jeszcze wiele pozostało z DDR-owskiej atmosfery. Nawet w Dreźnie i okolicy wciąż jeszcze sentymenty kierują się ku DDR i pewna grupa próbuje je zdyskontować. Stąd też muzeum DDR w Pirnie, przejażdżki po Dreźnie trabantem-limuzyną czy sentymentalne lody...







Na szczęście w Dreźnie coraz mniej. Tam czuje się prawdziwe Niemcy.

17 września 2014

Szwajcaria Saksońska - cz. 3

Trochę zmęczeni odpuściliśmy sobie miasteczko i zamek Hohnstein, który uchodzi także za "must" Szwajcarii Saksońskiej. Ale cóż, wszystkiego się da zobaczyć w 3 dni. Za to wybraliśmy się do Stolpen. To małe miasteczko nieco bardziej oddalone od rzeki i przez to mniej uczęszczane. Ale wyjątkowo malownicze (pewnie porównywalnie z Hohnstein), ciche i spokojne. Miłe wrażenie zrobił na nas położony na stoku rynek, od którego wąskie zadbane uliczki prowadzą w górę do zamku. Zamek ten jest wyjątkowy, nie tyle ze względu na swoje położenie czy szczególną urodę, ale na materiał, z którego został zbudowany. Wzgórze, na którym stoi twierdza, jest pochodzenia wulkanicznego i zbudowane jest ze skał bazaltowych. I to właśnie z bazaltu, który tworzy charakterystyczne graniastosłupy, wyglądające jak wielkie ołówki, zbudowano zamek Stolpen. Nie jest on tak wielki jak Königstein - na szczęście - i można z przyjemnością zwiedzić wszystkie budynki. Najciekawsze są oczywiście piwnice z bazaltowymi ścianami i kolejna głęboka studnia (najgłębsza studnia na świecie wydrążona w bazalcie - 82 metry). Dla miłośników historii i romansów  jest wystawa pamiątek po hrabinie Cosel, faworycie króla Augusta II Mocnego, która po odrzuceniu przez niego mieszkała w Stolpen przez 49 lat, aż do śmierci. W jednej z baszt urządzono jej mieszkanie - na mój gust (a przecież mieszkam w Holandii - kraju wąskich wielopoziomowych domków!) hrabina musiała mieć końskie zdrowie, bo ilość mieszkanie w wieży z tyloma schodami może wykończyć człowieka w kilka lat! W zamku znajduje się również grób hrabiny. Dla najmłodszych wielbicieli zamków drobna atrakcja - za jedyne 10 centów można spotkać się z duchem zamku Stolpen. 












Ze Stolpen zjechaliśmy z powrotem w kierunku Łaby drogą K8714 - prowadzi ona wąziutką doliną strumienia, z obu stron porośnięte lasem wysokie skały - po prostu kwintesencja Szwajcarii Saksońskiej!

I tak niestety zakończyła się nasza przygoda w Szwajcarii Saksońskiej. Następnego dnia obejrzeliśmy jeszcze pobieżnie Drezno (patrz kolejny odcinek) i powróciliśmy na chwilę do doliny Łaby, już tylko podróżując autem po tym pięknym terenie. Na więcej pieszych wędrówek nie było czasu. A szkoda - następnym razem postaramy się spędzić tam nieco więcej czasu i przejść przynajmniej część Drogi Malarzy.


15 września 2014

Szwajcaria Saksońska - cz. 2


Kolejnego dnia odwiedziliśmy największą i najbardziej znaną atrakcję Szwajcarii Saksońskiej: Bastei ("baszta"). To średniowieczna twierdza (Neurathen) położona na szczytach fantastycznie wyrzeźbionych piaskowcowych skałek na prawym brzegu Łaby. Z fortyfikacji właściwie nic nie zostało, ale archeolodzy odtworzyli jej wygląd. Dziś można jedynie pospacerować po skalnych platformach wyobrażając sobie, jak przed wiekami mogli tam żyć ludzie. Musiało to być nie lada wyzwanie, bo tarasy były połączone za pomocą drewnianych drabinek. Również dziś na turystów czekają kratownice łączące skały - duża frajda, ale nie dla osób z lękiem wysokości. Na kolejnych platformach są informacje, co się tam znajdowało; najlepiej zachowanym zabytkiem jest chyba cysterna na wodę. Neurathen odkryto na początku XVIII wieku i wkrótce stało się popularne za sprawą zainteresowania romantycznych artystów. Dlatego już na początku XIX wieku z myślą o turystach zbudowano pierwszy drewniany most ułatwiający dotarcie na skały. Z czasem powstał znany dziś most kamienny. Dziś jest on częścią parku narodowego i pięknej trasy turystycznej zwanej Drogą Malarzy (Malerweg). Malerweg ma długość ponad 100 kilometrów, można ją przemierzyć pieszo albo rowerem (pod warunkiem, że ktoś lubi taskać go pod górę po schodach). To właśnie dla widoku z tego mostu do Szwajcarii Saksońskiej przybywają turyści. Nie da się ukryć, że widoki są wspaniałe: nie tylko na skały, ale także na zakola Łaby, sąsiednie miasteczka i twierdzę Königstein. 




















Do Bastei można dotrzeć kilkoma drogami. Najłatwiej z drogi S165, przy której (jadąc od Pirny przed Rathewalde) znajduje się wielki parking. Auto raczej trzeba pozostawić tam i przejść się ok. 30 minut piechotą albo pojechać autobusem, który kursuje aż do hotelu przed samym mostem. Stamtąd już tylko kilka kroków. Dwie inne drogi prowadzą z położonego nad samą rzeką kurortu Rathen. W miasteczku tym jest sporo pensjonatów i kwater, ale dojazd jest mocno utrudniony. Ponieważ wieś znajduje się poniżej wysokich skalnych klifów na wąskim skrawku płaskiej łąki i to przy samym parku narodowym, wolno tam wjeżdżać autem jedynie turystom tam zakwaterowanym. Nie ma żadnych miejsc parkingowych. Najlepiej więc dojechać do wsi na przeciwległym brzegu rzeki (od strony drogi B172), gdzie samochód można pozostawić na wielkim parkingu i przedostać się przez Łabę promem. 




Z Rathen do Bastei idziemy wtedy około 45 minut pod górę szlakiem Malerweg. Droga nie jest zbyt trudna a las przepiękny. Wkrótce po wyjściu z miasteczka droga rozwidla się - druga odnoga prowadzi do leśnego teatru Felsenbühne Rathen, a dalej do Amselsee, Amselfall i Schwedenlöcher i dalej w górę do Bastei. Ten szlak jest chyba najciekawszy. Amselsee to niewielkie jezioro w środku lasu, utworzone przez zaporę na strumieniu spływającym do Łaby. Widoczne jest także z góry z Bastei, ma piękny kolor. Miłośnicy wiosłowania mogą wypożyczyć łódkę (są też rowery wodne) na krótką przejażdżkę. Idąc w górę  strumienia docieramy do wodospadu (Amselfall), gdzie droga się kończy. Jest tam górska gospoda w dość jeszcze DDR-owskim stylu, gdzie można zjeść proste potrawy (nie ma to jak niemiecka Bratwurst) i napić się przy wodospadzie. 





Kilkaset metrów wcześniej odchodzi szlak do Bastei przez Schwedenlöcher. Nazwa ta, którą można przetłumaczyć jako "Szwedzkie rozpadliny", dobrze oddaje rzeczywistość tego miejsca. Wąska ścieżka, na części schody, prowadzi przez wyrzeźbione pomiędzy wysokimi skałami szczeliny. Wokół przepiękna soczysta zieleń - wrażenia bezcenne. Naprawdę polecam wycieczkę tą trasą. Byliśmy zachwyceni, zwłaszcza że w Schwedenlöcher jest przyjemnie pusto. Zwłaszcza popołudniową porą, nawet w szczycie sezonu, tylko niewielu wędrowców tędy chodzi. I to głownie w dół - zupełnie nie wiem dlaczego trasa została uznana za dość trudną. My szliśmy z dzieciakami w 34-stopniowym upale i niespecjalnie się zmęczyliśmy. Żeby nasycić się Malerweg i widokiem skał warto zrobić taką ciekawą pętlę: trasa najbardziej popularna to Rathen-Bastei-Schwedenlöcher-Amselsee-Rathen; my akurat zaczęliśmy i skończyliśmy w Bastei. Był to piękny, pełen wrażeń dzień.










cdn.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...